Długi weekend w Owerni, treking w parku wygasłych wulkanów

13/05/2021 czwartek

Zaczęło się bardzo dobrze. Hotel, który wybrałam, poinformował mnie o przeniesieniu mojej rezerwacji do hotelu Ibis, który był nawet bliżej dworca (lepiej) i wydaje mi się, że o lepszym standardzie, a przynajmniej wyceniał się drożej w ofercie. Oczywiście ja nic nie dopłacałam. Ciekawa polityka, myślę, że taka współpraca hoteli może się bardziej opłacać przed sezonem turystycznym, opóźnionym i podkopanym przez pandemię.


Pociąg nie ruszył punktualnie z powodu jakiejś awarii wagonu, ale dzięki temu zaproszono mnie (i wszystkich pozostałych pasażerów z tego wagonu) do pierwszej klasy. Ha! Tak więc lepszy hotel, lepszy pociąg - elegancko! Co jeszcze może być lepsze?


Pogoda! Wyjazd organizowałam dość spontanicznie. Tj. Owernia od jakiegoś czasu była na mojej liście miejsc do odwiedzenia, ale nie była na liście sama. Kilka dni przed “długim weekendem” zaczęłam zastanawiać się, gdzie najlepiej będzie się wybrać, biorąc pod uwagę, że to będzie jeszcze przed otwarciem muzeów, pałaców, restauracji i z godziną policyjną od 19. Trekking w wulkanicznej Owernii wydawał się dobrym pomysłem, tylko pogoda, właściwie dla prawie całej Francji, zapowiadała się deszczowo. Ale tutaj znowu miałam szczęście! Zaryzykowałam ten kierunek i się opłaciło - 2 dni trekkingu bez opadów.


Owernia

Ale wracając do początku. Do Clermont-Ferrand dotarłam przed 11 i miałam prawie 2 godziny do odjazdu busa, którym planowałam się dostać na szlak. Idealnie, aby pospacerować po mieście. Wybrałam kierunek północny-wschód, tj. część mniej turystyczną, bardziej industrialną, dawne Montferrand (przed połączeniem). W Clermont-Ferrand znajduje się fabryka opon Michelin (produkcja największa na świecie!). Znacie na pewno jej maskotkę -  Bibendum, tego białego Pana z opon, może korzystaliście kiedyś z przewodników turystycznych lub map drogowych Michelin, albo słyszeliście o wybitnych szefach kuchni, którym przyznano gwiazdkę Michelin. Tak, tak! To wszystko zaczęło się w Clermont-Ferrand w Owerni i miasto się tym szczyci. 


Taka niespodzianka na hotelowej tapecie (zbliżenie na ścianę nad poduszką). Hotel Ibis, a więc nie żaden firmowy Michelin, co pokazuje jak Michelin jest wpisany w tożsamość mieszkańców Clermont-Ferrand.

Idąc ulicą, co chwilę widziałam jakiś warsztat samochodowy. Przeczytałam, że 20% mieszkańców pracuje w przemyśle, co stanowi dominującą gałąź gospodarki i odczuwalnie wpływa na charakter miasta. Kolejne 20% społeczności stanowią studenci. A więc można powiedzieć, że miasto przemysłowo-naukowe. Do tego położone u podnóża łańcucha wygasłych wulkanów Chaîne des Puys, z widokiem na jego najwyższy stożek - Puy de Dôme (1465 m). No jak się mi mogło nie spodobać?


Po lewej dworzec kolejowy w Clermont-Ferrand, a na dalekim planie wulkan Puy de Dôme

Z centrum miasta na jeden z parkingów pod Puy de Dôme kursuje bus w ramach transportu publicznego. Trasa zajmuje około pół godziny, bilet jednorazowy 1,6 euro do nabycia w automacie na przystanku, u kierowcy (tylko gotówką) lub przez telefon (SMS lub w aplikacji). Bardzo prosto.


Puy de Dôme z charakterystyczną wieżą na wierzchołku. Dziś się tylko przyglądam, szykując się na jutrzejszy atak szczytowy. ;)

Ponieważ tego dnia nie miałam wiele czasu, a do tego byłam nieco zmęczona - po wczesnej pobudce, spacerze na dworzec w Paryżu i spacerze po Ferrand - wybrałam niezbyt długą trasę. Bez zaliczania żadnego szczytu, w dwie godzinki miałam dojść do małego miasteczka Laschamps. Trasa niezbyt wymagająca, trochę w lesie, trochę brzegiem lasu, ludzi nie tak dużo. Poczułam znów tą prostą radość z wędrowania i obcowania z naturą. 


Gdzieś na szlaku

Z Laschamps związana jest ciekawostka geologiczna: pod koniec ostatniego okresu zlodowacenia (ok. 41,400 lat temu) przez kilkaset lat pole magnetyczne Ziemi było odwrócone w stosunku do tego, które mamy obecnie. Skąd to wiemy? Kiedy w tamtym czasie wybuchł wulkan Laschamps, w wypływającej lawie znajdowały się związki magnetyczne, które zorientowały się zgodnie z ówczesnym, odwróconym polem magnetycznym Ziemi. Gdy lawa zastygła, wraz z nią zastygły uporządkowane dipole. Pole magnetyczne Ziemi wróciło do orientacji takiej, jaką mamy teraz, ale elementy magnetyczne zastygłe w skałach już nie. I to właśnie odkryto na przełomie lat 60-tych i 70-tych XX w., badając próbki skał z różnych miejsc wulkanicznej Owerni. Zjawisko geomagnetyczne z Laschamps jest jednym z najlepiej zbadanych wydarzeń tego typu i spekuluje się nawet związek odkrytej anomalii z wielkimi wydarzeniami w dziejach prehistorii: wyginięciem australijskiej megafauny, wymarciem Neandertalczyków czy początkami sztuki jaskiniowej (brak jednak dowodów potwierdzających te hipotezy). A w okolicy podobno do dziś igła kompasu wariuje i zamiast północy obraca się na południe. Ale czy to prawda? Niech sprawdzą ci, co mają kompas.


Natomiast to, co łatwo dostrzec ludzkim okiem, to to, że wiele domów i budynków gospodarczych zbudowanych jest z lokalnego budulca, czyli czarnego, porowatego kamienia wulkanicznego. Taka urbanistyczna cecha charakterystyczna.


Laschamps i jego charakterystyczne czarne budynki z kamienia wulkanicznego


Warto zatrzymać się przed małym kościołem w Laschamps. Przykład prostej romańskiej architektury, wybudowany w XII w., odnowiony w latach 70-tych ubiegłego stulecia. Kościół był otwarty, więc zajrzałam do środka.


Kościół w Laschamps, XII w.


To jeszcze tylko lunch u celu i ruszam w drogę powrotną. Muszę zdążyć na ostatni kurs do miasta, który dziś odjeżdża z parkingu o 18 (po przesunięciu pandemicznej godziny policyjnej, będzie w sezonie turystycznym jeszcze kurs o 20:15. Można sprawdzić na stronie przewoźnika T2C).


Po drodze jeszcze cieszę oczy pięknymi krajobrazami - niby tymi samymi, ale z drugiej strony. ;) 





W sumie wyszło 14 km, przewyższenia 330m, a najwyższy punkt na trasie miał 1069 m. Na parking dotarłam pół godziny przed odjazdem autobusu, więc miałam jeszcze czas na wieczorny piknik z widokiem.





Komentarze

  1. Piekny piczątek podróży:) czekam na ciąg dalszy. A przy okazji jak takie niespodzianki w postaci przeniesuenia do innego hotelu czy 1 klasy w pociagu fajnie umilaja podroż, czyż nie? Mnie sie to raz zdarzyło w czasie lotu samolotem, ze przeniesiono mnie do klasy biznes😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie, to miłe niespodzianki. Podróż samolotem w klasie biznes to musiało być ciekawe doświadczenie i chyba dość ekskluzywne. ;) Jednak różnice w klasach wagonów nie są takie znowu duże, przynajmniej w Intercities we Francji. Po prostu więcej miejsca i bardziej przestrzennie było.

      A ciąg dalszy się tworzy aktualnie. 😊

      Usuń

Prześlij komentarz