Lutecja i jej ślady we współczesnym Paryżu

Czy wiecie jak w starożytności nazywano Paryż? I jak dawno zamieszkali w tym miejscu pierwsi osadnicy? 
Co łączy rzymskich gladiatorów z współczesnymi Paryżanami? I jak małe świnki zastąpiły drapieżne lwy? 
Przeczytajcie!

Wcale nie tak dawno temu, bo 1991 r., w rejonie nadrzecznym Bercy, podczas prac wykopaliskowych, odkryto łodzie wykonane z pni drzew datowane na ok. 4500 p.n.e. Są to najstarsze ślady osadnictwa na terenie dzisiejszego Paryża. Łodzie zachowały się, bo były otulone grząską, gliniastą glebą, jak ochronną pierzynką. Ok. III w.p.n.e. na terenach tych zaczęły osiedlać się ludy galijskie i celtyckie. Żyzne błoto i glina przez długi czas musiały być atutem tego rejonu, który w czasach panowania rzymskiego został nazwany Lutecją, od celtyckiego słowa luco - bagno.


Z czasów Imperium Rzymskiego zachowało się do dziś niewiele, ale jest jedno ciekawe miejsce, które zbudowane w pierwszym stuleciu naszej ery, zachowało dawną nazwę Paryża. Mowa tu o Arènes de Lutèce - goszczące niejedną sztukę teatralną, ale też krwawe walki gladiatorów, obserwowane przez 15 tys. widzów (tyle mógł pomieścić amfiteatr).


Dziś zaliczylibyśmy je do ukrytych skarbów (ang. hidden gems) miasta. Nie jest to popularne miejsce wśród turystów, a przechodząc obok można go nawet nie zauważyć. Amfiteatr schowany jest wśród nowej zabudowy, a na jego teren wchodzi się przez jedną z dwóch niepozornych bram. Ta zlokalizowana niżej, na poziomie areny, to arkada, w której możemy jeszcze zobaczyć klatki, w których trzymano lwy czy inne drapieżne zwierzęta.

Po upadku Cesarstwa Rzymskiego, koloseum powoli odchodziło w zapomnienie, wchłaniane stopniowo przez miasto. W III w. w obliczu najazdu wrogich ludów Germańskich, kamienne bloki amfiteatru posłużyły do budowy wałów obronnych. Później był tam cmentarz, a w XIII w. postawiono tu klasztor. Na sześć wieków zapomniano o miejscu, choć siłą tradycji nadal nazywano tą część miasta Les Arènes. Dopiero gdy w latach 60-tych XIX w. przystąpiono do realizacji planów nowej ulicy w tym miejscu, po rozbiórce romańskiego klasztoru, odkryto pozostałości koloseum. Nie od razu jednak otoczono to miejsce należną zabytkom opieką. Listy Viktora Hugo i naciski wywierane przez Stowarzyszenie Przyjaciół Areny (La Societe des Amis des Arenes), skłoniły ówczesne władze do utworzenia w tym miejscu parku miejskiego. W połowie odkopana arena musiała przeczekać jeszcze prawie do zakończenia pierwszej wojny światowej, kiedy to przystąpiono do prac restauratorskich (1917 r.). Do tego czasu, zdążyła się już ukryć wśród zabudowy miejskiej.


Może jednak w tym zapomnieniu i ukryciu tkwi magia tego miejsca? Wg starszego przewodnika po Paryżu miejsce to jest często puste i ciche, a arena służy jedynie młodym chłopcom do kopania w piłkę. Kiedy jednak odwiedziłam to miejsce w słoneczny weekend miesiąc temu, wcale nie było tam cicho i pusto. Na schodach i balkonach wypoczywały rodziny i grupki znajomych, a arena znów była miejscem zaciętych walk. No może już nie tak krwawych jak 2000 lat temu. Ale chyba równie ulubionych przez Paryżan. A mowa oczywiście o grze w pétanque. Nie wiem ile rozgrywek toczyło się tam naraz, ale wydawało się, że wszyscy wiedzą, gdzie kończy się ich pole. Tak jak gladiatorzy, skupiali się na pokonaniu przeciwnika, z tą jednak różnicą, że na arenę nie wypuszczono wygłodniałych lwów, a jedynie kilkanaście małych świnek*. 




*świnką nazywa się małą kulkę, do której celuje się w pétanque 


Komentarze