Pierwszy tydzień w Nantes + niedzielna wycieczka do Pornic

Pierwszy tydzień za mną. Głowa mi pęka od wszystkich nowych informacji, a do tego wiruje mieszając wszystko w trzech językach. Ale jest wspaniale!


Miło było odwiedzić w niedzielę Pornic, bo pospacerowałam w miejscach, gdzie jeszcze nie byłam. Poprzedniego razu, nie miałam zbyt wiele czasu. Wspomnienia się uruchomiły: moje pierwsze zetknięcie ze sztywnymi francuskimi godzinami jedzenia, moje pierwsze mule w sosie z roquefortem, stary port. Podobnie chłodno przed południem, a po obiedzie wyszło słońce. Tym razem skosztowałam też lodów, podobno najlepszych w miasteczku. To stały punkt dla Jeanne-Marie, kiedy tu przyjeżdża. Pornic nie jest dużym miasteczkiem, ale bardzo przyjemnym i dostępnym również pociągiem. Samochodem to godzinka drogi, więc jest to też bardzo popularne miejsce na weekendowe wycieczki dla mieszkańców Nantes i okolic. Pewnie jeszcze się kiedyś tam wybiorę, choć ja już myślę o tym, jakby tam pojechać rowerem. 


Z widokiem na stary port w Pornic

Plaża w Pornic i widok na ocean

W drodze do pracy odkryłam ciekawe drzewo. Ma bardzo miękkie owoce, pomarańczowy miąższ otoczony skórką  z daleka wyglądającą jak bardziej czerwone liczi, ale znacznie delikatniejszą. Sporo tych owoców leżało na ziemi zgniecionych, ale znalazłam też takie w całości i spróbowałam. Słodziutkie. Nie wiedziałam jednak czy to jadalne, więc nie ryzykowałam większej ilości. Pod koniec tygodnia dowiedziałam się, że to... arbuzy! Drzewo nazywa się po francusku ‘arbousier’ /arbuzjer/. A to ciekawe! Owoce są jadalne, wykorzystuje się je do robienia konfitur czy dżemów, a także w celach kosmetycznych jako maseczki upiększające na twarz. Hmmm, w piątek upiększyłam sobie trochę ręce, bo nazbierałam ich chyba z kilkanaście, a są tak delikatne, że przy samym trzymaniu w ręce się już skórka rozchodzi. Poza tym, pielęgnuję wewnętrzne piękno, to chyba ważniejsze? ;)


Francuskie arbuzy ;)


W mieszkaniu cały czas jeszcze się urządzam, właściwie nie miałam dużo na to czasu, bo angażuję się w wolontariat na pełny etat, plus muszę dojechać, zrobić zakupy etc. Wciąż też jeszcze odsypiam wrześniową mobilizację, przeziębienie i/lub szczepienie. A może to po prostu taka nowa potrzeba długiego snu, aby mózg przetrawił te wszystkie nowe informacje? Pracuję po francusku, choć sporo też rozmawiam po angielsku z drugim europejskim wolontariuszem (Grekiem). Wieczorami rozmawiam z bliskimi po polsku. Mieszają mi się już te języki... Zobaczymy jak będzie dalej. Póki co, mam problem ze wstawaniem, bo wschód słońca jest obecnie koło 8h20! Wyobrażacie to sobie? Zaczynam pracę o 9h, a mimo to muszę wstawać po ciemku! Jeszcze się przyzwyczajam.


Początek mojej ulicy

W środę grałam w biurze we francuskie scrabble ze staruszkami. Świetne ćwiczenie języka, choć oczywiście najłatwiej było mi ułożyć krótkie, a więc słabo punktowane wyrazy. Był też wspólny posiłek i podwieczorek, inne gry, karty i rozmowy. Takie półkolonie dla osób starszych. Kierowca przywozi ich rano i popołudniu odwozi. Najstarsza pani miała 92 lata i co najciekawsze, była najbardziej sprawna i rozmowna z całej grupy. Żartowała sobie swobodnie i przed końcem spotkania złożyła młodemu Konstantinosowi propozycję matrymonialną. Hehehe, taka kobieta! Oczywiście nie wszyscy byli tacy rozmowni, pozostali może bardziej nieśmiali. Jednak są to ludzie, których dotknęła izolacja i samotność, pewnie nie jest im łatwo od razu odnaleźć się wśród innych. Chcę tylko wierzyć, że nawet kiedy nie są zbyt aktywni towarzysko, i tak czerpią wewnętrznie z takich cotygodniowych spotkań. 


A na koniec tygodnia - bo jeszcze przecież mało przygód było - spędziłam pół godziny zatrzaśnięta w windzie. Hahaha! Na szczęście nie byłam sama i w oczekiwaniu na technika rozmawiałam z Jeanne-Marie i jej podopieczną, Suzanne. 


Zachód słońca nad Loarą

Internetu wciąż brak, ale jestem znów o krok do przodu. Wybrałam już operatora i ofertę i (chyba) zebrałam już wszystkie potrzebne dokumenty. Trzymajcie kciuki, w listopadzie może będzie, hahaha. Tymczasem, wybieram się na popołudniową wycieczkę rowerową. Trzeba mieć swoje priorytety! ;) (Zdjęcia dołączone dzięki publicznemu WiFi przed głównym dworcem, hehe).

 

Komentarze